7 dni, 6000 kilometrów, 3 państwa, spełnione marzenia… Czyli Eurotrip II

Zeszłoroczne wojaże po Europie tak bardzo dały mnie i mojej dziewczynie w kość, że obiecaliśmy sobie, że w tym roku wakacje spędzimy w jednym z popularnych kurortów, leżąc i leniwie popijając drinki z palemką.. Ale przecież to całkowicie nie w naszym stylu 😀 Dlatego też, gdy tylko nadarzyła się okazja, bez chwili zastanowienia zabookowaliśmy bilety.

Żadne z nas chyba nie zdawało sobie wtedy sprawy z tego, że wyjazd ten będzie świetną okazją do spełnienia jednego z naszych małych, wspólnych marzeń, okazją do poznania wspaniałych ludzi i ich kultury, okazją do świętowania całkiem sporej, okrągłej sumy moich lotów (wypadałoby podwoić tę liczbę jak najszybciej 😀 ).
7 lotów, 6000km przebytych na pokładach samolotów, dziesiątki dłuuuugich kilometrów przebytych pieszo, tysiące pokonanych przez nas schodów, kilka litrów Sangrii, kilkanaście butelek piwa, niezliczone wizyty w McDonaldzie…  a to wszystko i wiele, wiele więcej w 7 dni.

Gdzie?
Hiszpania, Portugalia, Włochy
Jak?
Samolotem: Wrocław – Modlin – Madryt – Porto – Lizbona – Porto – Bergamo -Katowice
Kiedy?
18-25 lipca 2015r.
Kto?
Ja i moja dziewczyna Kasia

Trasa prezentuje się następująco:
1 foto gc map

Dzień I (18.07.2015r.)

Wstajemy o 8.00, prysznic, dopakowanie plecaka, śniadanko i ruszamy! Punkt 10.00 jedziemy do Katowic na dworzec PKS po to, by PolskimBusem dostać się do Wrocławia. Na miejsce dojeżdżamy punktualnie, jeszcze tylko szybkie zakupy w Biedronce i już chwilę później siedzimy w autobusie linii 406 w drodze na lotnisko, ponieważ dzisiejszą noc spędzamy niecałe trzy tysiące kilometrów od domu, a mianowicie na lotnisku Madrid Barajas. Pierwszy lot tego dnia przebiegł bez problemów, mieliśmy miejsca przy wyjściach ewakuacyjnych, mogliśmy więc rozsiąść się wygodnie i rozprostować nogi. W Modlinie wylądowaliśmy o czasie i mając przeszło 3 godziny do kolejnego lotu postanowiliśmy wypróbować nowo otwarty lokal Best Fly Bar mieszczący się na pierwszym piętrze lotniska. Pizza zjedzona (mogę polecić chociaż myślę, że zdarzyło mi się jadać lepsze), kontrola bezpieczeństwa odhaczona, lot przebiegł spokojnie i po lądowaniu z 15 minutowym opóźnieniem znajdujemy się już w Terminalu I Madrid Barajas. Lotnisko jest ogromne, ale my z powodu późnej pory darowaliśmy sobie spacery, znaleźliśmy tylko dogodne miejsce do spania, wyciągnęliśmy śpiwory i szybko zasnęliśmy.

Dzień II (19.07.2015r.)

Budzik zadzwonił o 5.00. Wydostaliśmy się ze śpiworów, szybko ogarnęliśmy w toaletach i ruszyliśmy w miasto. Z lotniska MAD do centrum dotarliśmy metrem, a mianowicie linią 8. Bilet 48h uprawniający do podróży komunikacją miejską to koszt  14.6E (dla zainteresowanych – bilet 24h kosztuje 8,40E). Na stacji Nuevos Ministerios przesiedliśmy się na linię 10 i wysiedliśmy na przystanku Plaza de Castilla po to, aby zobaczyć Torres KIO, czyli dwa pochyłe wieżowce stanowiące charakterystyczny element miasta.

DCIM100MEDIA

Z racji wczesnej godziny na ulicach panowały pustki. No tak, dochodziła przecież dopiero 7.00 i każdy kto może wtedy jeszcze śpi 😉
Z przystanku Plaza de Castilla ruszyliśmy linią 9 na przystanek Principe de Vergara, który mieści się tuż obok parku Retiro, który był naszym kolejnym celem.

3 foto park retiro 1

DCIM100MEDIA

Park jest prześliczny, można w nim odpocząć od otaczającego nas ogromnego miasta. Przechadzając się licznymi uliczkami mijaliśmy mnóstwo osób aktywnie uprawiających jakiś sport – biegaczy, rowerzystów czy rolkarzy. Mimo, że dochodziła dopiero 10.00 słońce już silnie dawało o sobie znać. Chętnie korzystaliśmy więc z licznych punktów wodopojowych znajdujących się w obrębie całego parku.

Kiedy już obeszliśmy cały park postanowiliśmy skierować się na Pałac Królewski, który wygląda tak:

5 foto pałacu królewskiego 1

6 foto palacu krolewskiego 2

Upał stawał się naprawdę nieznośny więc szybko poszliśmy na Plac Hiszpański, a stamtąd na główną ulicę Gran Via. Chwilę pospacerowaliśmy, zatrzymaliśmy się w jednej z knajpek, by coś zjeść i napić się czegoś zimnego, a o 13.30 poszliśmy zameldować się do hotelu. Petit Palace San Bernardo, w którym spędzaliśmy tę noc bardzo nam odpowiadał, a co najważniejsze, położony jest w ścisłym centrum miasta. Po zameldowaniu chwilę odpoczęliśmy w klimatyzowanym pokoju i około 17.00 ruszyliśmy dalej na podbój Madrytu.

7 foto pokoju 1

8 foto pokoju 2

Kolejnym punktem, który odhaczyliśmy z naszej listy była kolejka Teleferico. Mimo wielu sprzecznych opinii na jej temat my byliśmy zachwyceni przejażdżką wagonikiem nad terenami parku Casa de Campo i zdecydowanie możemy wszystkim polecić tę atrakcję – naprawdę super widoki. Przejazd w jedną stronę trwa około 10-12 minut, a na górnej stacji kolejki oprócz punktu widokowego znajduje się również bar, gdzie możemy się czegoś napić czy zjeść (ceny są całkiem znośne). Koszt kolejki to 5.9E za bilet w obie strony.

DCIM100MEDIA

10 foto kolejka

Po przejażdżce poszwędaliśmy się jeszcze po mieście, znaleźliśmy też sklep Carrefour, gdzie zrobiliśmy zakupy. Warto zaznaczyć sobie tego typu miejsca na mapie planując wycieczkę po Madrycie, gdyż w samym centrum miasta dosyć trudno o sklepy spożywcze, a ceny w lokalach często skutecznie odstraszają.

11 foto nocne madryt 1

12 foto nocne madryt 2

Idziemy spać, dobranoc 😉

Dzień III (20.07.2015r.)

Wstaliśmy wypoczęci, czym prędzej się spakowaliśmy i opuściliśmy hotel. Normalnie tego typu miejsca sprawiają, że mamy ochotę przedłużyć sobie dobę hotelową, ale tym razem było wręcz przeciwnie. Dlaczego? Ponieważ na dziś dzień zaplanowaliśmy sobie coś, o czym marzyliśmy od baaaardzo dawna! Ale cierpliwości…

Na przystanku Plaza de Espana wsiedliśmy w metro linii 10 i kierując się w stronę Puerta del Sur wysiedliśmy na przystanku Casa de Campo skąd udaliśmy się spacerem przez park, który widzieliśmy dzień wcześniej z kolejki Teleferico. Bardziej leniwi mogą zaraz po opuszczeniu metra wsiąść w autobus i przejechać się te kilkaset metrów, my jednak wybraliśmy wersję spacerową. Z każdym krokiem rosło nasze podekscytowanie, dlatego też widząc już, że zbliżamy się pod bramy ZOO znacznie przyspieszyliśmy kroku. Bilety do ZOO kupiliśmy przez Internet (można to oczywiście zrobić w kasach na miejscu jednak cena jest wyższa o jakieś 5E). Po przekroczeniu wejścia od razu kierujemy się na prawo w chińską część, w której są PANDY! Tak, to te wielkie, puszyste miśki o niesamowitym, czarno-białym umaszczeniu, pochłaniające niemal 50kg bambusa dziennie i uwielbiające wylegiwać się w cieniu drzew. Na czym polega ich wyjątkowość? Z uwagi na ich niską liczebność w Europie możemy oglądać je jedynie w pięciu parkach: Edynburg, Brugelette, Wiedeń, Tours i oczywiście Madryt. Choć dla nas mają one też pewne sentymentalne znaczenie 😉

13 panda2
14 panda1

15 kotek zoo

Cały ogród zoologiczny jest ogromny, możemy w nim oglądać m.in. pandy, słonie, żyrafy, koale, lwy, foki, pingwiny, delfiny. Jest też budynek z akwarium, w którym możemy oglądać rekiny, meduzy i inne ciekawe stworzenia. Cena za wejście na teren ZOO nie należy do niskich, ale myślę, że naprawdę warto. Jeden bilet dla osoby dorosłej kosztuje 19,5E. Spędziliśmy tam nieco ponad 3 godziny (większość czasu jednak obserwowaliśmy pandy 😀 ). Niestety czas nas gonił więc udaliśmy się w końcu do wyjścia. Po znalezieniu się z powrotem na Gran Via poszliśmy na obiad, a następnie jeszcze na przepyszne lody w lodziarni Palazzo. Ostatni spacer po centrum Madrytu i już zmierzamy znów w kierunku lotniska – czekał nas dziś jeszcze lot do Porto.
Na lotnisko przyjechaliśmy niecałe dwie godziny przed planowanym odlotem, kontrola bezpieczeństwa przeszła błyskawicznie i zajęliśmy się zwiedzaniem terminalu. Lotnisko jest ogromne, jednak przy tym dobrze oznakowane i znalezienie właściwego gejtu nie stanowi problemu.

Nasz kolejny lot jest nieco inny niż wszystkie, ponieważ lecimy Airbusem A320 linii SmartLynx, która wykonuje ten lot dla Ryanaira, a jak wiemy  ma on w swojej flocie tylko Boeingi 737 (ot taka ciekawostka).

Po przylocie do Porto z lotniska do centrum możemy dostać się metrem lub autobusem miejskim linii 601 i 603 (601 ma krótszą trasę). Koszt pojedynczego przejazdu to 1.85E.
Wysiedliśmy na ostatnim przystanku Cordoaria, który znajduje się w samym centrum. Przechadzając się po centrum natrafiliśmy na knajpę, w której tego dnia akurat była promocja na Somersby 0.3l lane za 0.5E. Nietrudno się więc domyślić, że zasiedliśmy tam na dłużej 😉 Około północy udaliśmy się coś zjeść, następnie wróciliśmy na lotnisko autobusem nocnym linii 3M (jeździ o pełnych godzinach od 1 do 5 rano) z przystanku Aliados.
Niestety tę noc, a w zasadzie kilka godzin spędziliśmy na lotnisku, a o godzinie 6.30 siedzieliśmy już w samolocie do Lizbony. Co do noclegu na lotnisku w Porto – wszystko bez problemów, zero upierdliwych pracowników, najlepiej spać na samej górze ( II piętro), gdzieś przy kontroli bezpieczeństwa. Światła są gaszone o 1.00 i zapalane z powrotem o godzinie 4.00, jest pusto, nikt nam nie przeszkadza więc naprawdę można spokojnie pospać.

Przydatne linki:
Mapa metra w Madrycie: http://www.planometromadrid.org/mapas-metro/mapa-turistico-madrid.pdf

Hotel Madryt:  http://en.hotelpetitpalacesanbernardo.com/

ZOO Madryt: http://zoomadrid.com/ (KOD PROMOCYJNY: MUTUAVERANO obniża cenę biletu do 14E)

Kolejka Teleferico: http://teleferico.com/ (cena biletów w Internecie i w kasie taka sama)

Lodziarnia Madryt: http://www.tripadvisor.com/Restaurant_Review-g187514-d3684833-Reviews-Palazzo-Madrid.html

Dzień III (21.07.2015r.)

Dzień zaczynamy od lotu do Lizbony, w której spędzimy niecałe 3 dni. Aby dostać się do centrum miasta z lotniska w Lizbonie musimy wsiąść do metra (linia czerwona) w kierunku Sao Sebastiao. Bilet 24h kosztuje 6,5E (jest to cena już wraz z kartą magnetyczną, którą możemy potem doładować na kolejne przejazdy itp).

Wysiedliśmy z metra przy oceanarium (stacja Oriente), aby zobaczyć most Vasco da Gama i przejść się pomostem pod kolejką.

16 lizbona kolejka

Następnie pojechaliśmy do ścisłego centrum, a mianowicie pod windę Santa Justa, która łączy dzielnice Baixa i Chiado (przejazd nią kosztuje 5E, ale obowiązuje na nią również bilet 24h, który posiadaliśmy). Dla tych, którzy chcieliby podziwiać widoki z góry bez stania w długiej kolejce istnieje możliwość wejścia tam po schodach od strony dzielnicy Chiado, tuż przy Muzeum Archeologii.

17 liz z góry

18 liz z górySłońce zaczęło mocno grzać więc usiedliśmy na chwilkę na Sangrię.

20 foto sangra

Oczywiście nie mogliśmy sobie odmówić przejażdżki zabytkowym tramwajem linii 28, który jest tak typowy dla Lizbony jak miś na Krupówkach 😀 Obowiązuje na niego bilet 24h, a jazda momentami wydaje się ekstremalnie niebezpieczna, bo tramwaj porusza się na trasie wielu naprawdę wąskich uliczek, a przy tym jedzie dosyć szybko.

DCIM100MEDIA

DCIM100MEDIA

Dojechaliśmy nim do dzielnicy Alfama, która jest najstarszą dzielnicą Lizbony. Wysiedliśmy na przystanku Portas del sol, gdzie znajduje się jeden z wielu punktów widokowych. Zatrzymaliśmy się tam na jakiś czas i podziwialiśmy panoramę miasta.

DCIM100MEDIA

DCIM100MEDIA

Wraz z nadejściem wieczoru ruszyliśmy w drogę powrotną do centrum, a stamtąd do hotelu, w którym mieliśmy spędzić dwie kolejne noce, a mianowicie Mana Guest House. Nocleg ten na pewno nie jest na poziomie tego w Madrycie jednakże również możemy go szczerze polecić. Mamy tam dostęp do ogródka oraz dobrze wyposażonej kuchni, przyzwoicie działające wifi oraz przy odrobinie szczęścia (tak jak my) pokój ze wspaniałym widokiem.

24 widok z rezydencji liz

Pierwszy dzień w Lizbonie dobiegł końca.

Dzień IV (22.07.2015r.)

Kolejnego dnia w Lizbonie postanowiliśmy wybrać się za miasto, by zobaczyć najdalej wysunięty na zachód punkt Europy, czyli przylądek Cabo da Roca oraz miejscowość turystyczną z licznymi plażami, czyli Cascais, a więc zaczynamy!

Z samego rana ze stacji kolejowej Cais do Sodre wsiadamy w pociąg i jedziemy do miejscowości Cascais (4 strefa), za bilet płacimy 2.15E w jedną stronę, kolejka w tamtą stronę kursuje co 20minut przez cały dzień.

DCIM100MEDIA

Cascais odwiedzimy w drodze powrotnej, na razie jedziemy dalej – na przylądek Cabo da Roca. Z dworca autobusowego (zaraz obok stacji kolejowej w Cascais) jedzie bezpośrednio w to miejsce autobus miejski linii 403 (znajdujący się przy terminalu 5, tuż przy schodkach do przejścia podziemnego) za 3.6E w jedną stronę.

26 przejazd na przylądek

DCIM100MEDIA

28 ja przylądek

28 przyladek 3

Jeśli planujecie się tam wybrać to zabierzcie ze sobą coś, by się okryć, ponieważ strasznie mocno tam wieje i jest po prostu zimno, nawet pomimo bezchmurnego nieba. Dla nas był to obowiązkowy punkt wycieczki, ponieważ wiele o tym miejscu słyszeliśmy i oczywiście nie zawiedliśmy się absolutnie, gdyż widoki całkowicie zrekompensowały nam koszty i czas dojazdu na miejsce. Sama droga dojazdowa zapiera dech w piersiach, a już sam przylądek to po prostu bajka.
Kiedy zrobiło nam się naprawdę zimno (niestety zapomnieliśmy zabrać ze sobą jakichś bluz) postanowiliśmy wrócić do miasteczka . Analogicznie więc wsiedliśmy w autobus linii 403 w kierunku Cascais i po ok. 25minutach byliśmy znów w centrum. Miejscowość ta jest rajem dla plażowiczów i osób, które lubią spacery po promenadach wśród restauracji i sklepów – bardzo turystyczne miejsce.

DCIM100MEDIA

Woda była bardzo zimna, jednak ja się przemogłem i wskoczyłem do niej aż po szyję – przyjemnie było się ciut ochłodzić, Kasia zrezygnowała.

Pochodziliśmy później troszkę po ulicach tego ładnego miasteczka, trochę posiedzieliśmy jeszcze na plaży, ale nadszedł czas, by zbierać się na pociąg, którym wrócimy do Lizbony. Znów wsiedliśmy do kolejki, tym razem w stronę dworca Cais de Sodre i po około 45minutach byliśmy znów w Lizbonie.
Szybka kąpiel w hotelu, krótki odpoczynek i znów idziemy w miasto. Tym razem jednak kompletnie bez mapy, a z nadzieją, że może uda nam się odkryć jakieś nowe, świetne miejsca.

Przechadzaliśmy się tak ponad godzinę po mieście – raz z górki, raz pod górkę, aż nasze oczy zaświeciły się na widok niewielkiej lodziarni. Kolejka, która się przed nią piętrzyła dawała nadzieję na to, że musi być to super miejsce.. wcale się nie myliliśmy 😉 Lodziarnia nazywa się Nannarella, a lody w niej są tak genialnie dobre, że można by jeść je garściami. Cena również nie odstrasza.
Kolację zjedliśmy za to w restauracji Popolo znajdującej się nieopodal przystanku Santos – również jest to godne polecenia miejsce, jedzenie było bardzo smaczne, gorzej jednak z cenami, które do najniższych nie należą. Po opróżnieniu 2litrowego dzbana pysznej Sangrii udaliśmy się do hotelu, szybko wykąpaliśmy i wyczerpani całym dniem poszliśmy spać.

Przydatne linki:

Mapa metra:  http://cqe.ist.utl.pt/events/icomc25/images/icomc_venue/icomc-metro-1.jpg

Lodziarnia: http://pl.tripadvisor.com/Restaurant_Review-g189158-d4087146-Reviews-Nannarella_Gelati_alla_Romana-Lisbon_Lisbon_District_Central_Portugal.html

Hotel:  http://www.booking.com/hotel/pt/guest-house-mana.pl.html

Dzień V (23.07.2015r.)

Opuszczamy Lizbonę i przenosimy się do Porto. Czy bardzo żałujemy? Przeczytacie dalej.. Podczas lotu widoki na wybrzeże mamy przepiękne, ale już po 50minutach jesteśmy na miejscu.
Tym razem do centrum miasta dostaliśmy się za pomocą metra (linia E, fioletowa), bilety można kupić w automatach na lotnisku (piętro -1) – koszt biletu 24h to 7E razem z kartą magnetyczną.
Wysiedliśmy na przystanku Campo 24 Agosto, który znajduje się jakieś 200m od naszego dzisiejszego noclegu, a mianowicie Jualis Guest House. Mieliśmy mały problem z odnalezieniem właściwej ulicy na całkiem sporym skrzyżowaniu, przy którym wysiedliśmy, ale dzięki niezwykłej uprzejmości pewnego Portugalczyka już po chwili staliśmy szczęśliwi przed drzwiami hotelu. Doprawdy, w Portugalii ludzie sami wyciągają do Ciebie pomocną dłoń, nie oczekując absolutnie nic w zamian. Było to dla nas niemałe, ale jakże miłe zaskoczenie. Co do noclegu… W tym aspekcie również nie spotkaliśmy się jeszcze nigdzie z tak przemiłym i sympatycznym personelem. Starsza Pani, właścicielka hotelu wyściskała nas na dzień dobry i na do widzenia. W recepcji natomiast zasiada młoda dziewczyna, z którą bez żadnych problemów dogadamy się po angielsku i załatwimy wszelkie formalności.

Przepakowaliśmy najpotrzebniejsze rzeczy do jednego plecaka i ruszyliśmy zwiedzać miasto. Najpierw metrem (linia D) dostaliśmy się na drugą stronę rzeki, czyli Villa Nova de Gaia, wysiedliśmy na przystanku Jardim do Morro i ruszyliśmy do winnicy Taylor’s, gdzie niestety oprócz widoków nic jakoś specjalnie nas nie urzekło (koszt degustacji 10-letniego wina – 2.5E/kieliszek). Następnie przechadzając się wzdłuż rzeki Douro udaliśmy się w okolice mostu Ponte Dom Luis I, którego niewątpliwą zaletą jest dwupoziomowość (na górze chodnik + tory metra, na dole chodnik + ulica).

DCIM100MEDIA

32 porto most

Udaliśmy się też pod jedną z najpiękniejszych księgarni, czyli Lello&Irmao.

30 ksiegarnia

Przechadzając się uliczkami możemy się nieco pogubić, bo tutaj nie trudno o wąskie i kręte uliczki.

DCIM100MEDIA

DCIM100MEDIA

35 uliczka porto

Cały dzień spędziliśmy na spacerowaniu po tym pięknym mieście, nie mieliśmy konkretnego planu aby zobaczyć ten, czy tamten budynek, chcieliśmy tylko spacerować i to się udało. Doszliśmy również do wniosku, że Porto to jedno z takich miejsc, gdzie człowiek czuje się jak u siebie. Naprawdę niesamowicie spodobało nam się to miasto i choć Lizbona jest niewątpliwie piękna to właśnie w Porto wolelibyśmy zostać na dłużej gdyby nadarzyła się ku temu okazja.

Dzień VI (24.07.2015r.)

Jualis Guest House oferował śniadanie w cenie noclegu, z którego skorzystaliśmy i z czystym sumieniem polecamy. Po śniadaniu kąpiel i czas wymeldowania, następnie ruszamy w miasto. Nie mieliśmy konkretnego planu, postanowiliśmy więc znów obejść całe miasto. Popijaliśmy piwko nad rzeką Douro siedząc tuż przy moście i obserwując przy tym lokalną młodzież skaczącą z jego dolnego poziomu wprost do lodowatej wody. Spacerowaliśmy po Placa da Ribeira i pobliskim deptaku oraz odkrywaliśmy kolejne wąskie uliczki Porto. Nie ominęliśmy również Rua de Santa Catarina, czyli ulicy handlowej, na której roiło się od sklepów i galerii. Przechodziliśmy kilkukrotnie obok Cafe Majestic, która niewątpliwie przyciąga swym wyglądem. Byliśmy także pod Torre Dos Clerigos, lecz nie zdecydowaliśmy się na wjazd na wieżę – koszt to 3E – zgodnie twierdząc, że równie ładny widok na miasto oferuje nam górny poziom mostu Dom Luis I (ahh.. my, biedni studenci oszczędzamy przecież na wszystkim 😀 ). Późnym popołudniem  udaliśmy się też do Lidla po jakieś wino… Nie wiem wprawdzie co podkusiło nas, by kupić to kosztujące 69centów, ale chyba widzieliśmy w tym inwestycję życia. Cóż… Zmęczyliśmy 1/3 kartonu (tak, kartonu…), reszta z impetem wylądowała w koszu. NEVER AGAIN !!

DCIM100MEDIA

Jeszcze siedząc i popijając.. poprawka – próbując popijać owe wino oglądaliśmy lądujące nieopodal samoloty, gdyż ich ścieżka podejścia znajdowała się naprawdę niedaleko.

Samo Porto z góry prezentuje się naprawdę ładnie.

37 porto z góry

Dzień zakończyliśmy na pysznych naleśnikach i piwie, napawając się widokiem na oświetlony most Don Luis I oraz obserwując rybaków, którzy w ciągu przeszło 2h kiedy tam siedzieliśmy nie złowili ani jednej ryby… Doprawdy gratulujemy cierpliwości 😉

38 porto noco

Po północy udaliśmy się na stację Trindade skąd linią fioletową E metra dojechaliśmy z powrotem na lotnisko. Znów czekało nas jedynie kilka godzin snu, bo o 6.25 mieliśmy wsiąść w kolejny samolot.

Przydatne linki:

Mapa metra: http://www.norg.uminho.pt/orp3/images/metro_map.bmp

Księgarnia: http://pl.tripadvisor.com/Attraction_Review-g189180-d7777636-Reviews-Livraria_Lello_Irmao-Porto_Porto_District_Northern_Portugal.html

Hostel Porto: http://www.booking.com/hotel/pt/jualis-guest-house.pl.html

Dzień VII (25.07.2015r.)

Budzik zadzwonił punktualnie o 4.00. Szybkim krokiem przez kontrolę bezpieczeństwa i już tylko oczekiwanie na lot. Czekał nas jeszcze cały dzień we Włoszech nim wrócimy do domu, postanowiliśmy więc skorzystać z luksusów jakie oferuje nam lotnisko w Porto. Czemu piszę o luksusach? A no dlatego, że jest to jedyne z odwiedzonych jak dotąd przez nas lotnisk, które proponuje bezpłatny dostęp do sieci wifi, automaty z darmową wodą do picia oraz prysznice. Tak, prysznice! Znajdziemy je w toaletach, wszystko tam jest czyste i świetnie działa. A możliwość odświeżenia się po nocy spędzonej na lotnisku jest bezcenna. Ogarnięci, zwarci i gotowi odnajdujemy nasz gejt i niedługo później lądujemy już na lotnisku w Bergamo. Sam lot przebiegł pomyślnie, mieliśmy bardzo ładne widoki, no i było to dla mnie niemałe wydarzenie, ponieważ był to mój 50 jak dotąd lot samolotem w życiu. Nie sądziłem, że tak szybko uda mi się dobić do tej liczby, ale jednak.. Myślę, że trzeba by teraz tę liczbę podwoić jak najszybciej. Okazję tę uczciłem w dosyć przewidywalny jak na mnie sposób… Zamówiłem sobie frytki na pokładzie Ryanaira 😀 Ale dosyć już o tym… Byliśmy już w Mediolanie, byliśmy też w samym Bergamo.. tym razem z lotniska autobusem nr  1 (bilet w jedną stronę to koszt 2,3E od osoby) w 15minut dotarliśmy na dworzec w centrum miasta, następnie w jednym z automatów Trenord znajdujących się w budynku dworca zakupiliśmy bilety kolejowe (3,6E od osoby w jedną stronę), skasowaliśmy je od razu w ustawionym na peronie zielonym kasowniku i już chwilę później siedzieliśmy w pociągu, który miał dowieźć nas do niesamowicie urokliwego miasteczka jakim jest Lecco. Jezioro Como to miejsce, które planowaliśmy zobaczyć już dawno temu, nigdy jednak nie było ku temu okazji. Aż do teraz… Z dworca udaliśmy się od razu w stronę jeziora, gdzie spędziliśmy większość czasu robiąc przerwy jedynie po to, by pójść coś zjeść. Odwiedziliśmy również lodziarnię Grom oferującą naprawdę przepyszne lody.

lody

DCIM100MEDIA

28 lecco z dołu

Czas płynął nieubłaganie, wyruszyliśmy więc w drogę powrotną na lotnisko. Znów kolejka do Bergamo, znów autobus nr 1… Przejście kontroli bezpieczeństwa, spacer po nowej części lotniska, boarding, którego nieco się obawialiśmy z racji wielkości naszych plecaków, które nie miały prawa zmieścić się do sizera przeznaczonego dla małego bagażu podręcznego w WizzAirze, którym wracaliśmy, chwile grozy, gdy pracownik lotniska mierzył nas i nasze rzeczy wzrokiem…  Na szczęście na pokład dostaliśmy się bez problemu, a lot o zachodzie słońca całkowicie zrekompensował nam chwilowy stres. Ostatni lot wykonaliśmy całkiem nowym Airbusem A320 (HA-LYT) linii WizzAir, która odebrała go z fabryki w Tuluzie 21 lipca 2015 roku.

Przydatne linki:

Komunikacja miejska Bergamo: http://www.atb.bergamo.it/ITA/homepage.aspx

Koleje Włoskie: http://www.trenitalia.com/

Lodziarnia Grom: http://www.grom.it/en/

Podsumowanie tej podróży może być jedno… Chcemy jeszcze!! 😀

Mimo upałów, których szczerze nie znoszę każde z odwiedzonych przez nas miejsc było tak niesamowite, że grzechem byłoby nie polecić ich innym. Zarówno Hiszpania, jak i Portugalia to miejsca, w których życie toczy się całkowicie innym torem. Miasta, które zobaczyliśmy mają w sobie pewien klimat, który sprawia, że aż chce się tam wrócić po to, by przejść się raz jeszcze Gran Via wieczorową porą, by przejechać się znów tramwajem 28 i zgubić w uliczkach Alfamy czy też przejść mostem Dom Luis I i podziwiać panoramę Porto. Lecco z kolei to miejsce, które z pewnością niedługo odwiedzimy po raz kolejny, tym razem zostając jednak na dłużej, ponieważ mieścina ta niesamowicie nas urzekła.

Kosztorys:
Loty – 350zł
Hotele – 250zł
Jedzenie – 300zł
Przejazdy – opisane wyżej
*Wszystkie ceny podane w tej relacji dotyczą jednej osoby

Gorąco polecam wszystkie te miejsca i gwarantuję, że nikt z Was się nie zawiedzie 😉

Autor: Marcin i Kasia

4 uwagi do wpisu “7 dni, 6000 kilometrów, 3 państwa, spełnione marzenia… Czyli Eurotrip II

    1. Nie zazdrość! Szukaj lotów i w drogę! Zdjęcia robię kompaktem Sony DSC-H90, kamerką Xiaomi YI i telefonem Samsung Galaxy S4.

      Pozdrawiam! 🙂

  1. Ciekawa relacja. Podane ceny w podsumowaniu są za 1 osobę? I tak pewnie w hotelach musieliśmy trafić na super promocje wystarczy sprawdzić cenę hotelu w Madrycie.

Dodaj komentarz