Paryż, Londyn, Rzym czy Barcelona to europejskie perełki, które po prostu trzeba zobaczyć. Dzisiejsza relacja będzie dotyczyła właśnie pierwszej z nich. Pytanie jednak czy Miasto Miłości urzekło nas na tyle, aby wybrać się tam ponownie i koniecznie na dłużej?
Hmm… Sprawdźmy to!
Gdzie?
Paryż, Francja.
Jak?
Pociągiem, autobusem, samolotem.
Kiedy?
25-27 września 2015r.
Kto?
Ja i Kasia.
Bilety na samolot zarezerwowaliśmy jakieś 2 miesiące wcześniej. Cała wycieczka jednak przez cały czas wisiała na włosku, a to z powodu bardzo drogich noclegów w Paryżu. Jednak w okolicach 18-tego września zauważyłem, że pojawił się kod zniżkowy o wartości $100 na stronie internetowej Orbitz.com, a więc od razu zacząłem czegoś szukać na ten wyjazd. Tym razem wybór padł na Kyriad PARIS 13 – Italie Gobelins, a we Wrocławiu na Hotel Puro.
Wyjeżdżamy z Zabrza pociągiem do Wrocławia już w piątek około godziny 17-tej, a niespełna dwie godziny później jesteśmy na dworcu w stolicy Dolnego Śląska. Lecimy zameldować się w w/w hotelu, który swoją drogą zrobił na nas niemałe wrażenie pod względem dizajnu. Dobra, dobra… to jednak relacja z Paryża, a nie hotelu we Wrocławiu!
Wstajemy rano, szykujemy się i wychodzimy na przystanek autobusowy linii 406, która zawozi nas pod sam terminal Wrocławskiego lotniska. Od razu po wyjściu z autobusu podchodzi do mnie Kuba (Pozdrawiamy z Kasią!), który pyta się czy to ja prowadzę tego bloga – LikeToFly, oczywiście odparłem, że tak. Chwilę porozmawialiśmy o podróżach, a następnie każdy z Nas poszedł w swoją stronę. Lot przebiega bez problemów, lądujemy kilka minut przed planowaną godziną. Dzwonimy po naszego busa, którego załatwiliśmy z Polski, aby dowiózł nas z lotniska do centrum miasta pod stację metra Porte Maillot.
Początkowo według naszego planu mieliśmy od razu udać się metrem do Luwru i stamtąd dopiero zwiedzać dalej, jednak po przeanalizowaniu trasy doszliśmy do wniosku, że pieszo zobaczymy dużo więcej. Nie zdawaliśmy sobie również sprawy z tego, że Łuk Triumfalny (Arc de triomphe) jest zaledwie kilkaset metrów od nas więc czym prędzej udaliśmy się w jego stronę. Po odstaniu kilkunastu minut w kolejce, a następnie pokonaniu ogromnej ilości stromych schodów mogliśmy już spokojnie podziwiać panoramę miasta.
Darmowa atrakcja jaką jest widok z góry bardzo nam się spodobała i na pewno polecamy to innym. Dlaczego darmowa? A no właśnie dlatego, że dla mieszkańców Unii Europejskiej mających mniej niż 26 lat większość atrakcji w Paryżu jest po prostu darmowa. W niektórych miejscach musimy odstać w kolejce kilka minut po to, by zdobyć odpowiedni bilet, a w innych po prostu pokazujemy swój dowód osobisty.
Spod Łuku przechadzamy się Polami Elizejskimi (Avenue des Champs-Élysées) w kierunku Luwru (Musée du Louvre).
W oddali po kilometrach chodzenia w końcu pojawia się szklana piramida, o tak! Już chyba jesteśmy tam gdzie być powinniśmy – tak, to Luwr!
Jak się spodziewaliśmy tłum ludzi stojących pod głównym wejściem i czekających na swoją kolej był ogromny, jednak nie wiem czy wiecie, ale do Luwru jest łącznie pięć wejść, które niestety są dosyć kiepsko oznakowane toteż wielu ludzi nie ma o nich pojęcia. A co za tym idzie, do niektórych z nich nie ma kompletnie kolejki!
Odnaleźliśmy jedno z bocznych wejść, obeszło się bez zbędnego czekania (wejście Porte de Lions), szybka kontrola bezpieczeństwa i już jesteśmy w środku. Nie mamy za dużo czasu, bo czeka na nas jeszcze kilka rzeczy do zobaczenia w innych częściach miasta.
Chodzimy… Rozglądamy się… Oglądamy… Komentujemy… Ale tak jakby nie czujemy jakoś tego WOW – sztuka to chyba jednak nie nasz konik 😉 Niemniej jednak Luwr to najczęściej odwiedzane muzeum na świecie, sami więc rozumiecie, że nie mogliśmy tak po prostu go pominąć. Warto udać się tam choć raz w życiu, aby zobaczyć na żywo to, co jak dotąd widzieliśmy jedynie w podręcznikach z historii czy języka polskiego.
Prawdziwym wyzwaniem jest przedostać się przez ten dziki tłum do pierwszego rzędu, po to tylko, by z bliska przyjrzeć się jednemu z tysięcy obrazów znajdujących się w Luwrze. Dlatego też w pobliżu Mona Lisy staliśmy tylko przez moment, by po chwili zgodnie stwierdzić, że totalnie nie rozumiemy tych wszystkich zachwytów nad nią! Ruszyliśmy więc dalej..
Okej, może i Leonardo da Vinci nie wywołał w nas zbyt wielu emocji, ale za to to, co zastaliśmy kierując się w stronę wyjścia już jak najbardziej! Nigdy wprawdzie nie zastanawiałem się co dokładnie znajduje się tuż pod szklaną piramidą, która jest swego rodzaju symbolem Luwru, ale żeby ulokować tam McDonald’s, Apple i dziesiątki innych sklepów?! Powiało straszną komercją… Nie tego się spodziewaliśmy. Wyszliśmy więc z muzeum nieco zniesmaczeni i udaliśmy się w stronę Katedry Notre-Dame (Cathédrale Notre-Dame de Reims).
Trasa do niej prowadzi wzdłuż Sekwany, co w połączeniu z pięknym, słonecznym popołudniem sprawiało, że spacer był super przyjemny!
Zrobiliśmy już sporo kilometrów, czas więc przenieść się na komunikację miejską.
Jeśli jesteście w Paryżu w weekend lub święto i macie poniżej 26 lat to możecie zakupić tańszy bilet dzienny na metro – tylko 3.85E, nazywa się Jeunes i jest do kupienia w każdym automacie biletowym.
Wsiadamy w RERa i mkniemy w kierunku Wieży Eiffla (Tour Eiffel), już po kilkunastu minutach jesteśmy na miejscu.
Jak nakazuje „tradycja” udajemy się do pobliskiego sklepu po bagietkę i wino. Wracamy na Pole Marsowe (Champ-de-Mars), rozkładamy kocyk i następnie rozkoszujemy się widokiem na stojącą przed nami Wieżę Eiffla. Siedzimy tam jeszcze dłuuuugo i dłuuuugo…
Ups… Robi się późno, a trzeba przecież zameldować się w hotelu, czas więc się zbierać. Odbieramy klucze bez najmniejszych problemów, chwila na szybkie odświeżenie się i z powrotem w miasto! Kolejny punkt podróży? Moulin Rogue!
To kolejne miejsce, w którym jemy przepyszne naleśniki (Crêpe), każdy kto jest w Paryżu musi spróbować. W końcu to nie przypadek, że można je kupić w niemal każdym miejscu w mieście. Dla samej tej przyjemności warto się tu wybrać, poważnie 😉
Ulica, przy której znajduje się kultowy Moulin Rouge to przede wszystkim raj dla entuzjastów specyficznych knajpek i sexshopów.. Zewsząd bije po oczach wściekle różowe światło oraz ogromne szyldy zachęcające do wejścia do któregoś ze sklepów. Fani tego klimatu powinni się tu poczuć jak ryba w wodzie.
Czas nas goni, wracamy więc czym prędzej na Pole Marsowe z nadzieją, że uda nam się trafić na pełną godzinę i zobaczyć pięknie mieniącą się wieżę. Pech chciał, że znaleźliśmy się pod nią kilka minut po 22:00, postanowiliśmy więc wykorzystać tę godzinę do kolejnego włączenia migoczących lampek i przejść się znów do sklepu, a przy okazji zakupiliśmy małe breloczki-wieżyczki i magnes. Oficjalna cena za wieżyczki to 1E za 5 sztuk, a magnes za 4E, jednak udało nam się kupić 6 breloczków i magnes w sumie za 3E – całkiem nieźle!
Nieco się zasiedzieliśmy, padamy ze zmęczenia – wybór był jeden: wracamy do hotelu. Docieramy tam około pierwszej w nocy. Szybka kąpiel i spać, po to, by rano już o 7-ej wyruszyć z powrotem do miasta. Docieramy metrem (niestety musieliśmy zakupić jednorazowy bilet, ponieważ poprzedni stracił już ważność) pod Łuk Triumfalny, skąd przechadzamy się jeszcze po Polach Elizejskich w kierunku Porte Maillot, a stamtąd mamy zamówiony transport na lotnisko Beauvais.
Lotnisko jest strasznie małe – jeden sklep, obok jakaś mała knajpka, trochę brudno i śmierdząco – nie, tego lotniska zdecydowanie nie polecamy na jakieś dłuższe przesiadki.
Sam lot bez problemów, wszystko o czasie. Z lotniska do centrum jedziemy znowu autobusem 406, strasznie zgłodnieliśmy więc migiem udaliśmy się do PizzaHut na Rynku. Wolny czas poświęcamy na spacerowanie po Wrocławiu, a około 18.30 wsiadamy już w pociąg do Zabrza.
Kilka słów na podsumowanie, co by Wam tutaj napisać, hmm 🙂
Więc czy polecamy Paryż? Zdecydowanie TAK 😉 Co prawda spędziliśmy tam naprawdę mało czasu, ale to nas jedynie utwierdziło w przekonaniu, że koniecznie musimy wrócić tu na dłużej, po to przede wszystkim, by móc faktycznie poczuć klimat tego miasta.
Zastanawiacie się pewnie też jak jest z bezpieczeństwem… Naszym zdaniem jest bezpiecznie. Myślę, że bez obaw warto się tam wybrać. Niemniej jednak nie zapominajmy, że jest to stolica, w dodatku miasto popularne, gdzie jest naprawdę ogromna masa turystów. A tam gdzie turyści, tam i kieszonkowcy. My nikogo podejrzanego nie zauważyliśmy, aczkolwiek spotkaliśmy inną parę polaków, która dosłownie kilka minut wcześniej została okradziona. Trzeba mieć oczy dookoła głowy, pamiętajcie.
Ile taki wyjazd kosztuje?
Loty: 15zł
Hotel Wrocław: 35zł
Hotel Paryż: 20zł
Podatek miejski w Paryżu: 7zł
Transport z lotniska do centrum w Paryżu (w obie strony): 120zł
Transport Wrocław: 3zł
Transport Paryż: 25zł
Pociąg z Zabrza do Wrocławia (w obie strony): 30zł
Naleśnik Crêpe: 25zł
Wino: 15zł
Bagietka: 3zł
Pizza: 20zł
= 318zł
*Podane ceny dotyczą jednej osoby podczas podróży dwuosobowej.
Czy taki wydatek nam odpowiada to już każdy musi sam ocenić, my jednak zdecydowanie POLECAMY!
Pozdrawiamy! 🙂
Autor: Kasia i Marcin
Mam jeszcze jedną malutką prośbę do Was, a mianowicie… Mam w planach rozpocząć na blogu wpisy w formie poradników, dzięki którym dowiecie się jak spakować się w mały plecak na kilkudniowy citybreak, jak się odprawić w liniach lotniczych, jak wyszukać tanie połączenia lotnicze i wiele wiele innych… 😉
Jeśli chcecie mi pomóc podjąć tę decyzję to proszę o odpowiedź w ankiecie poniżej:
SUPER RELACJA ! MARCIN CHCIAŁA BYM ŻEBYŚ MNIE TAK ZABIERAŁ NA TRIPY… TYLKO TA KASIA NAS DZIELI ! ❤ ❤